Z pełnymi brzuchami( śniadania w Maroku to mistrzostwo zdrowej kuchni! Mnóstwo świeżych owoców i warzyw, a w rolach głównych występujące pod każdą postacią: kasza kuskus i ciecierzyca. Pycha! ) ruszamy w kierunku Portu w Agadirze. Jest to jeden z największych portów połowów sardynek na świecie. Tym razem te osiem km ,które dzieli nas od portu pokonujemy dosyć szybko.
Po drodze zachwycamy się wciąż jeszcze pustą plażą i pięknymi widokami.
Im bliżej portu, tym więcej mijamy po drodze sklepów i licznych restauracji. Przy samym porcie odnajdujemy popularne również w Europie sklepy odzieżowe :P Asortyment oczywiście dostosowany do potrzeb marokańskiej kultury :) { W polskiej Zarze ,póki co, hidżabu nie zobaczymy :) }
Na dłużej zatrzymujemy się przy Marinie,robimy kilka pamiątkowych fotek i ruszamy dalej
w kierunku Doliny Ptaków ( Vallee des Oiseaux).
w kierunku Doliny Ptaków ( Vallee des Oiseaux).
To idealne miejsce na spacer z dziećmi! W tym długim i wąskim parku z
licznymi wolierami dla ptaków, zagrodami dla zwierząt i placem zabaw, ku
uciesze Maryśki spędzamy dobrą godzinę :) Mamy okazję zobaczyć tutaj nie tylko pawie, flamingi czy różne gatunki papug,ale także kangury, małpki, żółwie oraz lamy :) I te wszystkie atrakcje zupełnie za darmo!
Zaoszczędzone pieniądze postanawiamy wydać w Uniprixie - popularnym w Agadirze markecie
z pamiątkami, ubraniami,lokalnym jedzeniem i alkoholem. {Must have z Maroka to na pewno tradycyjne szare wino marokańskie !} Uniprix ,to przed wszystkim miejsce dla tych ,którzy chcą zaoszczędzić czas i pieniądze ! Nawet utargowanie połowy mniejszej ceny na suku ( tradycyjny bazar ,często z kilkoma tysiącami stoisk pełnych warzyw, owoców,odzieży, sprzętów gospodarstwa domowego,pamiątek itp.), jest wyższą ceną za ten sam produkt, niż ta,którą znajdziemy w Uniprixie :P Niestety przekonałyśmy się o tym na własnej skórze ;)
z pamiątkami, ubraniami,lokalnym jedzeniem i alkoholem. {Must have z Maroka to na pewno tradycyjne szare wino marokańskie !} Uniprix ,to przed wszystkim miejsce dla tych ,którzy chcą zaoszczędzić czas i pieniądze ! Nawet utargowanie połowy mniejszej ceny na suku ( tradycyjny bazar ,często z kilkoma tysiącami stoisk pełnych warzyw, owoców,odzieży, sprzętów gospodarstwa domowego,pamiątek itp.), jest wyższą ceną za ten sam produkt, niż ta,którą znajdziemy w Uniprixie :P Niestety przekonałyśmy się o tym na własnej skórze ;)
Po kilkunastu minutach docieramy do Uniprixu i...."całujemy klamkę", bo jak się okazuje trafiamy na porę , w której sklep ten jest zamknięty( godziny otwarcia: 08:30–13:00, 14:30–21:15 ), jak zresztą większość o tej porze sklepików w Agadirze.
Nie oddalamy się nawet o 200 metrów,gdy podchodzi do nas dość dobrze ubrany, świetnie mówiący po angielsku Marokańczyk. Rozpoczyna od zapytania nas ,czy mieszkamy w Hotelu Iberostar i po naszym potwierdzeniu, stwierdza,że tam pracuje! Oczywiście wzbudza tym nasze zaufanie, co jest celowym zabiegiem z jego strony. Szkoda tylko,że dopiero po kilku godzinach orientuje się,że bez trudu odczytał nazwę hotelu z opasek,które miałyśmy na rękach! Nasz "nowy przewodnik" zaprasza do sklepu Berberów , uznawanych za rdzenną ludność północnej Afryki, którzy tylko w soboty przyjeżdżają do Agadiru i sprzedają swoje lokalne produkty. Takiej okazji przecież nie możemy przepuścić :P Teraz już wiem,że sprytny Marokańczyk zastosował trik opisany przez Cialdiniego jako Reguła Niedostępności. Mówiąc najprościej, to co jest dla nas niedostępne, trudno osiągalne, rzadkie od razu staje się atrakcyjne! I tym właśnie sposobem,dajemy się namówić na wizytę w sklepiku Berberów, bo przecież to jedyna taka szansa. Przewodnik nie poprzestaje na zastosowaniu jednej reguły Cialdiniego, mam wrażenie,że jest mistrzem w ich stosowaniu! Bez trudu znajduje podobieństwa między mną a sobą, on przecież też ma dzieci w wieku Marysi! Od komplementów w moją stronę ,Marysi czy mamy aż się roi ;) { w końcu Reguła Sympatii i Lubienia musi być użyta- więcej kupimy,jak go polubimy ;)}. Gdy wchodzimy do sklepiku, mam przeczucie ,że będziemy "ugotowane". Na początek obskakuje nas dwóch mężczyzn( oczywiście również doskonale posługują się językiem angielskim) i częstuje berberyjską herbatą.Wiemy,że herbaty w Maroku nie należy odmawiać,więc posłusznie siadamy przy stoliku i pijemy. Nim dobrze zdążymy się rozejrzeć po sklepie, Marysia już dostaje prezent! Odmawiam, ale sprzedawca nachalnie mnie przekonuje ,że to dla dziecka i muszę przyjąć! Czuję,że Reguła Wzajemności będzie musiała zadziałać...Jednak kolejna z reguł- Zaanagażowania i Konsekwencji( bo skoro już podjęłyśmy wysiłek,żeby tu przyjść i zaczęłyśmy się interesować produktami, to nie możemy wyjść z pustymi rękoma) nie pozwala nam wyjść ze sklepu. Sprzedawca pięknie opowiada o ziołach, przyprawach,kremach i innych produktach,które ma w swoim asortymencie. Ostatecznie wybieramy "czerwone korzenie" na cellulit, mieszankę ziół , z której można zrobić prawdziwą berberyjską herbatę i kremy na zmarszczki. Kwota, która mamy zapłacić zapiera dech w piersiach ! Sprzedawca schodzi więc z połowy ceny, jednak jak się okazuje kilka dni później, za sam krem przepłacamy dziesięciokrotnie!!! Cen herbat wolałam już nie sprawdzać...
"Nasz przewodnik" uznaje,że chyba za mało jeszcze wydałyśmy i proponuje,że zaprowadzi nas do miejsca, w którym atrakcyjnie możemy zakupić oryginalne produkty skórzane! Odmawiamy,więc się żegna i prosi o kilka dirhamów za zaprowadzenie do sklepu!!! Jestem zdegustowana jego zachowaniem i całą sytuacją, jednak wiem,że odmowa może się skończyć nieprzyjemnie( w Maroku jest przyjęte,że praktycznie "każdą przysługę" trzeba wynagrodzić napiwkiem), więc daje mu kilkadziesiąt dirhamów( jak na złość nie miałam drobnych) i pospiesznie udaje się do mamy i Marysi :)
Zmęczone postanawiamy ruszyć w kierunku hotelu. Przez chwilę rozpatrujemy ewentualność złapania taksówki, ale uznajemy,że w tej chwili możemy już nie mieć wystarczającej ilości gotówki! Co ciekawe, jeśli wyraźnie nie zażądacie włączenia taksometru w taksówce( czerwone taksówki, to te poruszające się na terenie miasta) lub nie umówicie się z taksówkarzem na konkretną cenę zanim wsiądziecie do samochodu, możecie słono przepłacić! My już miałyśmy dość przepłacania na jeden dzień, więc postanowiłyśmy zwiedzić Agadir wzdłuż i wszerz na własnych nogach :)
A jak nie dać się naciągnąć w Maroku? Chyba nie ma na to rady! Sama od lat pracuję w sprzedaży, wyszkoliłam dziesiątki świetnych sprzedawców i przeczytałam setki stron na temat wywierania wpływu na ludzi, a jednak...tak łatwo dałam się nabrać :) Wynagradzanie napiwkami,targowanie się na każdym kroku i przepłacanie należy uznać za część tej kultury i po prostu się na to przygotować albo...KUPOWAĆ W UNIPRIXIE ;)