sobota, 8 października 2016

Plaża Legzira- odludne miejsce ,w którym można się zakochać...

Pamiętacie to niesamowite uczucie, kiedy spełnia się jedno z Waszych marzeń? Ten zachwyt i poczucie spełnienia? Ja tak pierwszy raz poczułam się na Plaży Legzira, magicznym miejscu ,oddalonym od Agadiru o zaledwie 150 km. Dopiero tam,poczułam,że jestem w Afryce.


Nim jednak o tej wciąż jeszcze pustej plaży, opowiem Wam o drodze do niej,która również była niezwykła. Zaraz po śniadaniu , wyruszyłyśmy  samochodami terenowymi w stronę Małej Sahary. Szczęśliwie zajęłyśmy  z Maryśką dwa ostatnie miejsca  w tzw. bagażniku ;) , co zaowocowało niezwykłymi wrażeniami podczas drogi przez pustynię ;) Po drodze do Sahary Zachodniej, zatrzymaliśmy  się przy jednej z dzikich, berberyjskich wiosek rybackich. Miejsce to nie tylko zachwyca swoim niezwykłym krajobrazem, ale również faktem,że w opuszczonych skalnych grotach mieszkają  rybacy.


Jako osoba niezwykle ciekawska, postanowiłam zapytać się jednego z rybaków, czy mogę wejść do jego domu.

Mimo,że ja mówię łamanym angielskim,a on łamanym francuskim udaje nam się porozumieć ;)
Mój "nowy znajomy" z radością oprowadza mnie po swoim królestwie i pokazuje swój sprzęt do pracy:) Wędki,płetwy i skafander do nurkowania.Ucinamy sobie krótką pogawędkę ,z której wynika,że rybak mieszka tutaj przez dwadzieścia dni w miesiącu. Berber urzeka mnie swoim uśmiechem i tym,że powtarza za mną polskie słowa( mam nawyk mówienia do siebie :P).
W podziękowaniu za mile spędzony czas ,zostawiam mu kilkanaście dirhamów :)



Z wioski rybackiej ,ruszamy prosto  na Małą Saharę :) Z ust przewodnika wynika,że trasa ma prowadzić trasą rajdu Paryż - Dakar,ale szczerze powiedziawszy wydaje mi się ona mało "hardcorowa" ;) Zresztą zobaczcie sami :) Uwaga: śmiech Marysi jest proporcjonalny do intensywności wstrząsów ,im dziecko się bardziej śmieje,tym bardziej trzęsie :P






Wspaniałe widoki, z jednej strony Atlantyk, z drugiej bezkresne piaski, rekompensują brak adrenaliny podczas jazdy :P
Opuszczamy Małą Saharę i ruszamy w stronę Tiznitu. To miasteczko założone w 1882 r. słynie przede wszystkim z wyrobów srebrnej biżuterii berberyjskiej.Na miejscu urzekają nas liczne stragany z świeżymi przyprawami, wystawionymi w plastikowych miskach( ja takich używam do prania :P)
i owocami oraz piękne  Berberyjki, które zachwycają hidżabami we wszystkich kolorach tęczy. To,co odróżnia Arabkę od Berberyjki,to właśnie kolor stroju.Te pierwsze ubierają się w kolorach ziemi,dlatego tak często można spotkać je w czarnych strojach, te drugie zaś wybierają kolorowe szaty.


Kolejną rzeczą, która charakteryzuje Berberyjkę jest biżuteria:) Kobiety wywodzące się z tego górsko -pustynnego ludu lubują się w wyrobach ze srebra.Wybór akurat tego metalu szlachetnego nie jest przypadkowy.Materiał ten symbolizuje czystość i zgodnie z wierzeniami przechowuje magiczne właściwości.
Motywem często powtarzającym się w ozdobach przez nich noszonych jest Khmisa, czyli ręka Fatimy. Dosłownie w języku arabskim Khmisa oznacza "pięć". Symbol ten po raz pierwszy pojawia się w ikonografii żydowskiej na terenie Syrii. Do krajów Maghrebu przenoszą go Kartagińczycy i tak już pozostaje. Koran oficjalnie zabrania amuletów, jednak należy pamiętać o tym,że Berberowie przyjęli islam pod naporem kultury arabskiej. Co za tym idzie, ich wersja islamu znacznie się różni od tej klasycznie praktykowanej wersji. Lud ten większą wagę przykłada do prawa plemiennego i sił natury ,niż do reguł obowiązujących w Koranie. Obrządki ich są ściśle powiązane z światem przyrody i kultem przodków.
Ręka Fatimy, której nazwa pochodzi od córki proroka Mahometa- Fatimy Zahry, symbolizuje przyjaźń, otwartość,przebaczenie i oddanie w ręce Boga. Ta magiczna dłoń ma również chronić przed złym urokiem i demonami oraz przynosić zdrowie i błogosławieństwo.

Jak pisałam wcześniej, Tiznit uznawane jest za stolicę srebra, w związku z czym udajemy się do sklepiku, właśnie po zakup wyrobów z tego kruszcu ;)W sklepie zostajemy powitani przez uśmiechniętego właściciela, który w skrócie przedstawia nam historię miasta i zachęca do przymierzania i oglądania biżuterii.





Zaopatrzone w kilka srebrnych pamiątek ruszamy dalej :) Po godzinie drogi jesteśmy już na jednej z najpiękniejszych plaż Maroka- plaży Legzira. Znana jest  ona z charakterystycznych form skalnych i dwóch Czerwonych Łuków. Niestety w ostatnim czasie jeden z nich runął na skutek ciągłego podmywania przez fale oceanu:( Naszą uwagę przykuwa kolorowy hotelik,jedyny w tym miejscu.Mimo,że na plaży jest miejsce na nocleg, świeci ona pustkami :) Dzięki temu jest jeszcze bardziej urokliwa :)



Zanim rozpoczniemy naszą drogę do Czerwonych Łuków, oddalonych o jakieś 30 minut drogi od hotelu, zatrzymujemy się na tradycyjny marokański posiłek.


Otrzymujemy przepyszną rybę z warzywami, podaną w tradycyjnym marokańskim naczyniu- tadżinie. Co ciekawe ,potrawy przygotowywane w tym glinianym naczyniu również noszą nazwę tadżinu :) Na deser dostajemy pomarańcze z cynamonem. Na samą myśl o marokańskich pomarańczach cieknie mi ślinka :P
Pełne energii wyruszamy ku  głównej atrakcji plaży -Czerwonym Łukom :)
Nie możemy się oprzeć ciepłym falom oceanu i pełne radochy wbiegamy do wody :)


Plaża usiana jest licznymi,ostrymi kamieniami, więc buty są obowiązkowe ;) Chyba,że ktoś ma ochotę na masaż stóp :P Po drodze mijamy bajkowy domek z gliny( bynajmniej tak wygląda), na dziko rozbitych rastafarian i Pana zażywającego kąpieli słonecznych.



Na horyzoncie widać już pierwszy Łuk i niezwykłe formy skalne zatopione w Oceanie:)






Wszystkie jesteśmy oczarowane, choć Marysia trochę narzeka na kamienie :P
Dalej przemierzamy plażę, wsłuchując się w fale oceanu. Jest prawie pusto...
Ze smutkiem opuszczam plażę Legzira, miejsce w którym pierwszy raz poczułam jak smakuje spełnione marzenie :) Miejsce, w którym się zakochałam ...Na pewno jeszcze tam wrócę...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz